POGLĄD.
Z wdzięcznością wspomniony przezemnie w wydawanéj
obecnie Historyi prawodawstw słowiańskich[1], p. Mateusz
Gralewski, rodem z Mazewa, pisał do mnie dnia 9 listopada
1859 r. i 1 stycznia 1860 r. ze wsi Żytnogór pod
Białocerkwią na Ukrainie, gdzie obecnie zostaje, list następującéj
treści:
Biblioteka Warszawska z r. b. za miesiąc sierpień
w odcinku "Wiadomości literackie" zrobiła wezwanie do
ziemian, o podanie skutecznéj pomocy w zbieraniu pieśni,
melodyj do nich, przysłów, podań, zwyczajów i charakterystyki,
również o zwrócenie uwagi na rozmaitość ubiorów,
zabudowań, narzędzi, sprzętów rolniczych, i o przechowanie
ich w rysunkach.
Czas potemu wielki, bo zmiany w naszym kraju olbrzymim
krokiem postępują naprzód. Kto przed kilkunastu laty
oglądał nasz kraj, już dziś w wielu okolicach
zupełnie go nie pozna. Oczynszowanie zmieniło fizyonomią
wiosek, i wprowadza do kmiecych domów nowe zwyczaje
i obyczaje. Miałem sposobność przekonać się
o tém w Mazewie, i spostrzeżenia moje w tym względzie
już są znano panu z mego opowiadania.
Przemiany dotychczasowe, małe są w porównaniu
do zmian, jakie mają zajść na całym obszarze Polski:
i wiele, wiele uroni się z przeszłości, jeżeli już dziś szczerze
nie zaczną pracować nad zachowaniem jéj pamiątek.
A lud nasz, bogata to kopalnia nauki. Wprawdzie powtarza
to z nas wielu, i niebrak nam na chęci, ale brak zamiłowania
przedmiotu.
Lud najniższa warstwa społeczeństwa, a główna
podstawa każdéj narodowości i fundament bytu państwowego,
za mało zajmuje u nas umysły pracujące dla dobra
ogółu. Są tacy, co podają nam obszerne, głębokie
wiadomości o krajach od nas oddalonych, a uwagi nie
zwracają na rzeczy, które im się same przed oczy nasuwają.
W obecnym czasie, inaczéj tego nazwać nie można,
jak roztargnieniem umysłu.
Lud nasz bardzo mało jest znany. Niektórzy oprawiają
go w ramy sielankowości, inni pogardliwie nań patrzą.
A zaiste, lud ten jest taki, jak go wychowała szlachta:
są w nim wady i błędy, jakie ona posiada, jest i cnota
wysoka. Znam niewiasty wiejskie pełne świątobliwości,
i kmieci pełnych prawości i ducha Bożego.
Przed parą laty osiadłem na wsi, by śród ludu żyjąc
lepiéj go poznać. Zacząłem od spisywania pieśni i piosneczek.
Pieśniami lud nazywa religijne, piosneczkami
zaś światowe. Zebrałem i kilka modlitw. Okoliczności
przeniosły mię potém do miasta, i niestety, musiałem
zaniechać myśli napisania kroniki rocznéj Mazewa,
którym się pan tak po ojcowsku opiekujesz. Sądzę że
byłaby to księga nader zajmująca, bobym w niéj pomieścił
uroczystości kościelne i domowo, sprawy dworu, plebanii,
szkoły, karczmy, kompanie odpustowe a głównie
częstochowską, odbywające się kwesty zakonne i dziadowskie,
chodzenia na jarmarki, brackie zgromadzenia,
chrzciny, swaty, miłość i zaloty młodzieży, poetyczne zaręczyny,
symboliczne wesela, uczty pogrzebowe, zbieranie
podatków, narady gminu, historye rodzin włościańskich,
stosunki sąsiedzkie, opowiadania o przeszłości,
teraźniejsze pojęcia, myśli o przyszłości, miejscowe podania,
wieści ze świata, gawędy kobiece, leki, zabobony,
gusła: zresztą cobym tylko widział, usłyszał i zdążył
przenieść na papier. Byłaby to księga ogromna, praca nad
nią ciągła, ale praca, jakiéj nie zastąpi na tém polu żadna
inna: bobyśmy z żywego źródła poznali opinią ludową,
i widzieli przynajmniéj jednéj okolicy występki i cnoty,
stopień oświaty i duch kierowniczy.
Są myśli piękne w zebranych przezemnie pieśniach
i piosneczkach, w części nieznanych, ale o wiele piękniejsze
są ich melodye, bo jak lud mówi: "pieśni i nuty uczą
się od morskich syren ludzie nadbrzeżni, a od nich dopiéro
reszta na świecie." Więc nie są one układane, ale
płyną z poza świata naszego. Ludzie zwyczajni nie są
ich w stanie utworzyć! Samo to określenie
początku pieśni, ileż ma w sobie poezyi!"
Tyle z listu p. Gralewskiego wyczytałem.
Winienem dla zrozumienia rzeczy dać czytelnikowi
niektóre objaśnienia. Wspomniana w liście wieś Mazew
jest dużą, w powiecie łęczyckim leżącą osadą wiejską,
którą syn mój wziął od rządu w długoletnie posiadanie.
Wieś ta w Bibliotece Warszawskiej[2], historycznie przezemnie
opisana, sięga wieków bardzo odległych. Kiedym
do niéj r. 1845 pierwszy raz przybył, dopytywałem się
zaraz u tamecznego ludu o dawne podania, pieśni, klechdy
i t. p. Nie mogłem atoli nic z niego wydobyć. Zbywano
mnie krótko, że nic podobnego tu nie ma, że tutejszy
lud nie ma dawnych, lecz śpiewa dzisiejsze, które gdzie
posłyszy, pieśni. Nie wierzyłem temu, lecz nie było rady
dojść do wątku rzeczy i odgadnąć prawdę. P. Mateusz
Gralewski, rodak mazewski, doszedł jéj. Mieszkając razem
po swym z Kaukazu powrocie przez czas niejaki we wsi
z miejscową włościanką Honoratą zamężną Budnerową
swą siostrą, spisał tak z ust jéj, jak i przyjaciółek tejże
Katarzyny Kraszewskiéj i Marcinowéj Kińskiéj, również
włościanek mazewskich, ogłoszone tu drukiem legendy
i pieśni. Od śpiewaczek więc a nie od śpiewaków usłyszał
je: drugich, bowiem, jak mi pisze, trudno dziś
w Polsce dopatrzeć. Nie śpiewają oni chyba w karczmach
i to zwyczajne, na uwagę mało zasługujące piosenki.
W końcu winienem dodać, że pieśni, które do druku
podaję, będąc wiernym ludu wyrazem, mają archaizmy,
które przypiskami starałem się objaśnić. Niedostaje im
nuty, która, sądząc po ich wątku, musi być bardzo stara
i oryginalna. Warto, ażeby kto z lubowników muzyki ludowéj
przejechał się na miejsce, i o nią wymienionych
wyżéj śpiewaczek popytał.
[Przypis 1: Patrz tom III, str. 366, w przypisie 3.]
[Przypis 2: Rok 1857, tom I, str. 269.]